Wywiad z Marcinem Podlewskim  - Fabryka Słów
Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich. Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wywiad z Marcinem Podlewskim 

Może świat Thei okaże się dla nas światem zupełnie normalnym i wzorem do naśladowania? Bo Thea jest już wśród nas – i to od dawna, prawda? Na naszych oczach dokonuje się Zepsucie Ziemi i zbliża się ku nam Pomrok.

 

Przeczytajcie wywiad z Marcinem Podlewskim 

 

– Marcinie, zaraz na rynek trafi Twoja kolejna książka, drugi tom „Księgi Zepsucia”. Książka, na którą czytelnicy czekali 4 lata. Dlaczego tak długo?

– Fakt, nieco trzeba było zaczekać. Niestety za sytuację z drugim tomem „Księgi Zepsucia” odpowiedzialne okazało się zepsucie Ziemi. Mam tu na myśli COVID, który całkowicie zablokował mi możliwość normalnej pracy. Nagle w domu pojawiła się cała rodzina, pozamykano szkoły i kawiarnie – a ja nie należę do pisarzy, którzy potrafią tworzyć w trakcie takiego rozgardiaszu. Miałem przykładowo ułożoną scenę, siadałem skupiony do pisania – a tu nagle coś w domu się wydarzyło i wszystko się rozsypywało jak domek z kart. Nie zrozumcie mnie źle – za swoich bliskich dałbym się pokroić – ale nie było gdzie uciec, nie było gdzie się schować aby w skupieniu pracować. Wiem, że część pisarzy chwaliła sobie fakt, że ich firmy zleciły im pracę w domu. Głównie byli to ludzie z dojrzałym już potomstwem, którego nie trzeba było w trakcie pandemii „ogarniać”, ludzie bezdzietni lub potrafiący się odseparować od domowych spraw. Ja tak nie miałem i to przełożyło się na zastój.

 

– Dlaczego cytatami przewodnimi dla obu książek są piosenki Urszuli?

– Bo to kawałki mojego dzieciństwa. Kiedy Urszula po raz pierwszy zaśpiewała „Dmuchawce…” miałem 9 lat, a gdy „Malinowego króla” – 10. I był to czas kiedy zacząłem wchodzić w fantastykę. Pierwszy numer „Fantastyki” wyszedł bodajże w październiku 1982 roku – jeszcze pod redakcją Adama Hollanka – ale ja zacząłem czytać „Fantastykę” z lekkim opóźnieniem, bo jakoś od 1983 roku – a więc w roku „Dmuchawców..”. Dopiero wkraczałem w ten świat zdobywając archiwalne numery, kupując jakieś powielane domowym sposobem „Conany” na bazarze Różyckiego czy „Władcę Pierścieni” Tolkiena spod lady, zawiniętego dla niepoznaki w „Trybunę Ludu”. W domu czytało się wtedy „Trylogię” Sienkiewicza czy „Krzyżaków” – a ewentualna fantastyka to był „Pan Kleks” Brzechwy. I nagle – nowe otwarcie, nowe ukazanie świata (tak fajnie pokazane zresztą w filmowym dokumencie „Fantastyczny Matt Parey” Bartosza Paducha, który serdecznie polecam). Z jednej strony zatem zwycięstwo Szarości – szare bloki, puste, depresyjne ulice… a w formie rozrywki dla dzieciaka, którym wtedy byłem czarno-biała „Wojna domowa” Jerzego Gruzy, „Miś Uszatek” czy „Miś Colargol”. Z drugiej zaś strony – drukowany portal do fantastyki i ta atakująca zewsząd Urszula – bo wtedy jak coś było przebojem, to atakowało cię ze wszystkich stron. Muzyka leciała więc z okien bloków, słyszałeś ją z radia na ulicy i czułeś, że „Dmuchawce…” to nawoływanie do Arkadii, do krainy skąpanej w słońcu, do czystego świata – podobnie zresztą jak „Malinowy król”. I wracasz teraz do tego swojego świata dzieciństwa, do tego o nim wyobrażenia, do tej wymieszanej z fantastyką nostalgii – wracasz na stare śmieci by zobaczyć, że Arkadia została pokonana, że opanowało ją zło. To w gruncie rzeczy ma wymiar nie tyle filozoficzny co osobisty – bo ja wracam do świata fantasy, wcześniej skąpanego w słońcu, w piosenkach Urszuli i Enyi – a zastaję ponure zgliszcza.

 

– Piosenki w gruncie rzeczy dosyć pozytywne, co stoi w ogromnej sprzeczności z treścią książek. Jak urodził się pomysł stworzenia świata tak odmiennego od naszego?

– To efekt trzech rzeczy. Po pierwsze – mojego opowiadania. W roku 2013 – czyli dziesięć lat temu – udało mi się wygrać konkurs na XXX-lecie „Nowej Fantastyki” opowiadaniem „Edmund po drugiej stronie lustra”. I w tym opowiadaniu chodziło o to, że nasz świat zaczął działać na odwrót – zło uznawane jest za dobro, dobro rozpatrywane jest jako zło. Podstawowym autorytetem moralnym jest tam Kościół Szatana, ludzie podejmują decyzje w oparciu o wartość punktową – to nieco skomplikowany, ale w gruncie rzeczy sprawdzający się system. Abstrahując od samego zagadnienia moralnego zacząłem się wtedy zastanawiać czy ten świat miałby szansę przetrwać i funkcjonować. I okazało się, że tak. Było takie opowiadanie Lema – bodajże z „Bajek robotów” – gdzie na mikroskopowym szkiełku jeden z bohaterów tworzył miniaturowe cywilizacje i coś tam pokręcił w ustawieniach przez co stworzył cywilizację na wskroś złą. Odkrył jednak szybko, że efekt niewiele różni się od stworzenia cywilizacji z gruntu dobrej. Tak czy owak te i inne rozkminy spowodowały, że stworzyłem prelekcję na temat zła, którą prezentowałem potem na różnych konwentach – prelekcję, która częściowo była efektem i „Edmunda…” i spotkań w grupie „Naukowo o fantastyce” organizowanych przez socjologa i generalnie autora publikacji na temat fantastyki, Staszka Krawczyka. Zjawiały się na nim takie osoby jak tłumacz książek z uniwersum „Gwiezdnych Wojen” Krzysztof Kietzman, znany redaktor i tłumacz Krzysztof Sokołowski, pisarka i redaktorka Dominika Tarczoń, kulturoznawca Jędrzej Burszta, pisarz Maciej Szraj czy tłumacz Bartłomiej Łopatka – towarzystwo do rozkmin było zatem wyborowe. I na tych spotkaniach temat się niejako rozwinął. To była ta druga rzecz. Rzeczą trzecią zaś było… zmęczenie fantasy.

 

– To znaczy?

– Znaczy to tyle, że na początku – jeśli chodzi o fantastykę – czytałem głównie fantasy (nie licząc masowo wówczas wydawanych horrorów takiego Mastertona, Barkera czy Kinga). Oczywiście miałem za sobą „Diunę” Herberta czy „Fundację” Asimova – ale byłem zaczytany w „Thorgalach” Rosińskiego, „Conanach” Howarda, „Wiedźminach” Sapkowskiego i tak dalej. Z wypiekami na młodej, pryszczatej gębie połykałem „Jednym zaklęciem” Watta-Evansa, „Mgły Avalonu” – skompromitowanej ostatnio Bradley, moją ukochaną „Niekończącą się historię” Endy’ego, „Świat Dysku” Pratchetta czy – w sumie quasi apokaliptyczną ni to fantasy ni to SF „Księgę Nowego Słońca” Wolfe’a… była tego cała masa. I w pewnym momencie nastąpiło zmęczenie materiału. Dlatego kiedy wreszcie postanowiłem się zmierzyć z fantasy zacząłem myśleć – czy jest jakiś temat, którego jeszcze nie było – albo został pobieżnie potraktowany? Wiedziałem już, że napiszę dark fantasy bo na naszym poletku było tego mało. Mamy oczywiście opowieści o Elryku pióra Moorcocka czy sagę „Teatr węży” Agnieszki Hałas – ale chciałem jeszcze bardziej mrocznego, bardziej horrorowego podejścia. I wtedy przypomniałem sobie „Edmunda…” i zacząłem się zastanawiać czy koncepcję złego świata dałoby się przeszczepić na grunt fantasy. Miałem na myśli świat, w którym Sauron zdobył Jedyny Pierścień czy w którym Lord Foul pokonał Thomasa Covenanta – ale z założeniem, że wydarzenia te miały miejsce całe ery temu. I tak powstała Thea, w której Zło zwyciężyło już dawno tak, że pojęcie Dobra jest w gruncie rzeczy niezrozumiałe. W zasadzie trudno je nazywać Złem czy też złem sensu stricte (bo na Thei nie istnieje jedynie Zło personalne w postaci Najźlejszego Bossa lecz świat jako taki jest nim przesiąknięty) – brak tu bowiem odniesienia do Dobra. Nawet ostatnich obrońców Światła czy jak wolicie Prawości określa się tu mianem Odrzuconych – raz, że już ich dawno nie ma, a dwa że tu Dobro istotnie zostało „odrzucone” niczym wirus. Rzecz jasna stworzenie takiego świata napotkało na problemy natury logicznej. Czy w świecie na wskroś złym może funkcjonować jakiekolwiek społeczeństwo, czy możliwe są jakieś korelacje międzyludzkie, czy może istnieć rodzina – jakby to powiedzieli za komuny – owa podstawowa komórka społeczna, czy możliwy jest handel? Do pewnego stopnia zatem – i tak i nie. Tu podstawą jest naturalizm i prawo siły, ale przykładowo handel musi tu istnieć – dla własnej, egoistycznej korzyści każdej ze stron. Można przecież dać handlarzowi w łeb i zabrać mu towar – ale w szerszej perspektywie to się nie opłaca, bo kto dostarczy ci nowe towary? A dzieci – owe pogardzane na Thei pomioty – też warto trzymać, bo stanowią tanią siłę roboczą, można też je po prostu zjeść gdy głód zacznie doskwierać. Do pewnego stopnia wszystko jest tu wyliczeniem straty i korzyści – i, paradoksalnie, niewiele różni się to od naszego świata. Thea w swych założeniach jest do bólu uczciwa. Aby jednak pokazać taki świat w odpowiedniej perspektywie potrzebny był człowiek z zewnątrz, z naszego świata – czyli Malkolm Rudecki – choć przybywa on z Ziemi, na której wahadło już przechyla się na złą stronę. Pytanie tylko czy już niebawem świata Rudeckiego nie uznamy za całkiem dobre rozwiązanie? A może świat Thei okaże się dla nas światem zupełnie normalnym i wzorem do naśladowania? Bo Thea jest już wśród nas – i to od dawna, prawda? Na naszych oczach dokonuje się Zepsucie Ziemi i zbliża się ku nam Pomrok.

 

Z tej samej kategorii:

  • Różności

23.12.2024

🎄Spokoju…

  • Różności

29.03.2024

ZACZYTANEJ WIELKANOCY!

  • Różności

08.03.2024

Powstanie gra na podstawie bestselerowego „Pana Lodowego Ogrodu”

  • Różności

22.12.2023

🎅 Fantastycznych Świąt 🎅

  • Różności

12.06.2023

To już koniec…

  • Różności

09.05.2023

Gdzie można nas znaleźć?