Jacek Komuda pisze książkę o Powstaniu Warszawskim - Fabryka Słów

Jacek Komuda pisze książkę o Powstaniu Warszawskim

Dla Jacka Komudy Powstanie Warszawskie ma osobiste odniesienie. Jest więc projektem bardzo trudnym.
Zdecydował się jednak napisać powieść historyczną, jak zwykle opartą na materiałach archiwalnych, relacjach, opracowaniach naukowych.
Książka ’44 w przygotowaniu!
Mamy dla Was obszerny fragment:

 

31 VII 1944, godzina 1722

– Dzień Warszaaaa…..!!!

– Biueletyyyyyyn!

Warszawska ulica oszalała. Środkiem Pańskiej, Żelaznej, Alei Jerozolimskich gnały tabuny obszarpanych, bosych gazeciarzy, rozdając, rozrzucając gazety odbite niewyraźnie na płachtach papieru; wydając jak popadnie, jak leci – kto tylko chciał. Gadzinówki nie ukazywały się od dwóch dni, więc malcy rozdawali prawdziwą polską prasę – Rzeczpospolitą, Dzień Warszawy i Biuletyn Armii Krajowej. W powszedni okupacyjny dzień warszawski byłaby za to kula albo Oświęcim, ale dziś, kiedy armaty dudniły zza Wisły, zda się już koło Grochowa, Radzymina, Marek, szwabskie patrole mijały ze spuszczonymi głowami grupki Warszawiaków, wyrywających sobie wolną prasę z rąk. Czytano ją na chodnikach, w bramach, w tramwajach.

Niemieckie wozy patrolowe i motocykle jechały szybko, nie zwracając na to uwagi, roztrącając przechodniów. Alejami Jerozolimskimi ciągnęły uciekające na zachód taborowe wozy, ciągnięte przez wychudłe, wystraszone konie, poganiane co jakiś czas świstem batów. W niektórych kamienicach rabowano sklepy, wśród szarych, łachmaniarskich tłumów i czapek, widniały nawet kapelusze i mundury granatowych policjantów. Nikt ich nie kontrolował, nikt nie zwracał uwagi. W poobijanych i okrytych kurzem i błotem oplach i kubelwagenach wiali na zachód szwabscy reichsdeutsche i volksdeutsche. Ci pomniejsi zadowalali się bryczkami i jednokonnymi wózkami. Uciekali na Łódź, wywożąc ukradzione, polskie mienie, rzadko który pojazd nie był wyładowany walizami i kuframi, obrazami, dywanami, a nawet meblami.

Na Pańskiej było spokojniej. Riksza podskakiwała na wertepach i wybojach, sunąc szybko wzdłuż rzędów poszczerbionych jeszcze w trzydziestym dziewiątym kamienic, w większości nowoczesnych, budowanych przed wojną, jednak co jakiś czas przeplatanych niskimi drewniakami przytykającymi do płaskich, pozbawionych okien ścian kamienic, w miejscu, gdzie kończyły się parcele.

Podjechali z szumem pod numer 67, Zawisza wyskoczył pierwszy, Kuczaba zreflektował się i wcisnął rikszarzowi w rękę pięćdziesiątkę z Emilią; machnął ręką na resztę. Zawisza przygryzł wargi; jego kolega niepotrzebnie zwracał uwagę; ceny szalały, słonina była po 600 zł i każdy, kto szastał pieniędzmi od razu wydawał się podejrzany.

W bramie stali młodzi ludzie. Konspiratorzy… włosy zaczesane na tył głowy, zuchowate miny, ledwie odrastające wąsy. Ręce w kieszeniach, skórzane kurtki, płaszcze, pod nimi pewnie mausery i steny.

Swoją drogą Kuczaba i Zawisza też nie przypominali robotników. Obaj w prochowcach, jeden z czapce, drugi bez, w bryczesach i wypolerowanych jak lustro oficerkach; że za sam wygląd pierwszy patrol mógłby ich zwinąć na Pawiak. Na szczęście kenkarty mieli tak samo dobrze dobrane jak stroje.

– Panowie zgubili drogę? – zaczął jeden z młodych, puszczając oko do Zawiszy, a może mrużąc je od słońca.

– Jesteśmy z wodociągów. Przywieźliśmy zawory. Kuczaba.

– Zawisza.

– Pod sto szóstym– kiwnął głową młodzieniec. – Prosimy. Naprawa już się zaczęła.

Szybko wchodzili po drewnianych schodach na piętro. Niegdyś leżał tu dywan, ale został zabrany przez Niemców; dziś może przyozdabiał buduar jakiejś hitlerówki.

Zastukali na prawo, poczekali, aż wartownik zlustruje ich przez judasza. Szczęknęły zasuwy, w przedpokoju było jeszcze dwóch ludzi. Broń nosili otwarcie; pasy z pistoletami przy boku, ale gdzieś, może w biurku albo w gablotce na pewno schowana była dłuższa broń i granaty.

– Kapitan Zawisza – zameldował się krótko. – Mam dwa zawory z Hamburga. Zaszyfrowane.

Wartownik bez słowa wyciągnął rękę po teczkę Zawiszy; ten jednak cofnął ją szybo.

– Do rąk własnych generała Kobry. To jest depesza ze sztabu, z Londynu.

– Proszę do środka. Spóźniliście się na początek narady.

Duży pokój pełen był słońca i dymu tytoniowego. Zawisza zobaczył średniego wzrostu mężczyznę w białym, letnim garniturze. Z wykrzywionymi rysami, potrząsającego pięścią. Umysł sam podpowiadał rozwiązania, gotowe biogramy.

Generał Leopold Okulicki, zastępca szefa sztabu Komendy Głównej. Cichociemny. Słuchał go spokojny, suchy na obliczu, drobny mężczyzna; łysawy, pod wąsem.

Generał Bór-Komorowski, komendant główny konspiracji krajowej.

Mówił mężczyzna o jasnym, prostym obliczu bez tajemnic. Generał Monter-Chruściel. Dowódca okręgu warszawskiego.

– Panowie, sytuacja dojrzała tak, że jest już nie za pięć, ale pięć po dwunastej. Sowieckie czołgi są już na Pradze. Radzymin i Wołomin, Okuniew i Wesoła są w ich rękach. Pora wyjść z podziemi, uderzyć na odwiecznego wroga. Przez pięć lat Niemcy pastwili się nad nami.

Bór-Komorowski milczał, przygryzał wargi, wreszcie długo ocierał pot z czoła. On, który nigdy nie tracił pogody ducha, teraz wyglądał na załamanego.

– W dramatycznej sytuacji przyszło mi przyjąć dowództwo – powiedział wreszcie. – Nie jestem przekonany, co do słuszności pańskich słów, ale… wysłucham was. Przekonujcie mnie… proszę – dodał z rozbrajająco miłym; prawdziwie miłym uśmiechem.

– Niemcy są rozbici i w odwrocie – odezwał się milczący dowódca sztabu KG AK generał Pełczyński, ps. Grzegorz. – Jeśli nie zaczniemy walczyć, Stalin zostanie wyzwolicielem warszawy. Co pomyśli lud Warszawy? A może nawet – że przeszliśmy na stronę niemiecką!

– Nie chodzi o samo podjęcie decyzji – powiedział Bór-Komorowski – ale o to, aby była ona oparta na absolutnej pewności, że Sowieci wkroczą do Warszawy, a Niemcy są już u kresu sił. Jeśli tej pewności nie mamy, nie wolno nam ryzykować! Rozumiecie! Wtedy lepiej po prostu… przeczekać.

– Plan był inny. Mieliśmy wypchnąć Niemców z miasta, w razie odwrotu. A teraz…

– Ciągle mamy mało broni – powiedział Monter. – Jednak nie chcę czekać.

Kobra-Okulicki wyprostował się, stanął nad Borem-Komorowskim, podniósł rękę; Zawisza, który obserwował to wszystko sprzed drzwi ze zdumieniem ujrzał, że dłoń drżała.

– Jak mało broni, to trzeba ją zdobyć na Niemcach! Rozumiecie. W osiemnastym też nie było jej za dużo. A jednak – daliśmy radę!

Chodził po pokoju, rzucał głową, nie dawał nikomu dojść do słowa.

– Co wy sobie wyobrażacie panowie? – wypalił. – Że chłopcy z Zośki i Parasola stać będą na chodnikach z czerwonymi chorągiewkami i spokojnie witać Sowietów przejeżdżających przez most Kierbedzia? Popatrz im w twarze, Tadeuszu! Zobacz oblicza swoich żołnierzy. Po co tyle lat ich szkoliliśmy, przygotowywaliśmy. Dziś widzą cofające się kolumny niemieckie. Chcesz powiedzieć, że będą… będą stać z bronią u nogi?

– Stoimy przed historyczną chwilą. Chcesz, że osądzono nas jako tchórzy? – odezwał się Pełczyński.

Bór-Komorowski uśmiechnął się miło.

– Zdecydowaliście. Ja zatem też potwierdzam. Panie generale Monter, rozkazuję panu rozpoczęcie akcji zbrojnej jutro o godzinie siedemnastej. I niech Bóg ma nas w opiece.

Ożywienie, Pełczyński poprawił krawat, Okulicki uśmiechnął się, Monter pozostawał nieporuszony.

I wtedy przed generałem Kobrą stanął Zawisza.

– Kapitan Zawisza, oddział drugi! – zameldował. – Panie generale, pilna depesza z Londynu. Od generała Sosnkowskiego.

– Jak pilna, to co dopiero… teraz… – żachnął się Okulicki. – Dawajcie.

Zawisza postawił teczkę na stoliku, rozpiął obie klamry.

Krótka chwila, zamiast dokumentu, wyciągnął mały, oksydowany kształt. Walthera z długim jak cygaro tłumikiem.

I w jednej chwili strzelił w głowę generałowi Okulickiemu. Jakby chciał cofnąć czas i zapadłą przed chwilą decyzję. Jakby tym desperackim gestem chciał zmienić historię, odwrócić wszystko, co się stało.

To było tak niespodziewane. Bardziej niż zgoda Bora-Komorowskiego na powstanie.

Jacek Komuda

‘44

Z tej samej kategorii:

  • Fragment

03.09.2024

Cień bogów – John Gwynne – fragment

  • Fragment

13.05.2024

„Antykwariat pod Salamandrą” fragment książki

  • Fragment

05.02.2024

Ta, która stała się słońcem – Parker-Chan – bardzo długi fragment

  • Fragment

02.02.2024

„Zima przed burzą” fragment książki

  • Fragment

17.01.2024

Fragment „Virion. Legenda Miecza t.1. Krew”

  • Fragment

27.10.2023

Fragment „Czarnych Mieczy”