Kończymy imprezkę urodzinową!
31.12.2021W kawiarni spotykają się lekarz i prawnik.
– Wiesz, tak sobie myślę, że to wielki błąd współczesnej cywilizacji, że każą nam wybierać kierunek studiów, gdy mamy 20 lat. Człowiek młody jest, głupi, a podejmuje decyzję na resztę życia. „Będę prawnikiem”, myślałem, „to zawód taki, że ho ho”. I wiesz co mi z tego zawodu przyszło?
– Zawód. – odpowiedział lapidarnie lekarz.- I ja to rozumiem. Niby ludziom te zęby leczę, niby satysfakcja jest, na chleb nie brakuje, ale wiesz co ja bym chciał robić? Tak NAPRAWDĘ? Opowiadania fantastyczne pisać.
– Ale nikt Ci ich nie wyda- wzruszył ramionami prawnik- Marzenie piękne, ale skończy się śmiercią głodową.
Westchnęli nad bajaderką i zapatrzyli się w szybę, po której obojętnie spływał zimny, jesienny deszcz.
Oczekiwaliście zabawnej puenty?
Jedyna puenta tej historii brzmi: Eryk nigdy nie wydał swoich opowiadań. A w wyniku tej rozmowy narodziła się Fabryka Słów.
Był listopad 2001 roku. Firma została zarejestrowana i ruszyła na podbój rynku wydawniczego. A jej szefowie, czyli wspomniany już Eryk Górski i Robert Łakuta zaczęli zbierać Drużynę.
W latach’90 na polskim rynku zupełnie nie było zainteresowania polskimi pisarzami. Nawet znakomity Andrzej Ziemiański wydawał wtedy swoje teksty pod zagranicznym pseudonimem. Aby rozpoznać rynek, nasi bohaterowie ruszyli na objazd największych polskich konwentów i nieodmiennie budzili wśród uczestników popłoch i niedowierzanie: jako jedyni w garniturach, z teczkami i trzeźwi. Snuto domysły i stawiano zakłady. Najczęściej obstawiano, że nowe przedsięwzięcie jest po prostu pralnią brudnych pieniędzy. Z czasem ta mroczna teoria upadła. Środowisko pisarskie przekonało się, że panowie w garniturach rzeczywiście chcą wydawać polskich autorów. A panowie w garniturach odkryli, że polskie środowisko pisarskie to nieprzebrane źródło gotowych, czekających tylko na wydanie tekstów.
Jako pierwszy, do Drużyny dołączył Andrzej Pilipiuk. W czasie pierwszego spotkania w Warszawie pokazał swoim przyszłym wydawcom metrowej wysokości stertę wydruków – a to były tylko książki już ukończone! Skończyło się natychmiastowym podpisaniem umowy i ruszyły prace nad „Kronikami Jakuba Wędrowycza”.
Pierwsza książka Fabryki powstała metodą całkowicie chałupniczą: Eryk zrobił skład, Robert korektę. Aby wyprodukować pierwszy nakład w minimalnej wymaganej ilości 3 tysięcy egzemplarzy jeden sprzedał swój ukochany motor, drugi zrobił coś, o czym do tej pory nie chce mówić. Niemniej, pieniądze się znalazły. A to był dopiero początek problemów.
Wiecie, ile miejsca zajmuje 3 tysiące książek? W przybliżeniu całą kawalerkę.
Wygrana wymaga ofiar, więc Eryk mężnie zamieszkał na skrawku podłogi, który mu został po wstawieniu do jego mieszkania całego majątku Fabryki Słów (czyli wspomnianych 3 tysięcy „Jakuba”). Robert ruszył w świat, by wybawić przyjaciela spod jarzma. Był wszędzie. Zaglądał do księgarń, Empików, hurtowni księgarskich, małych budek z książkami…wszędzie mówili to samo „Panie, wróć Pan jak będziesz miał w ofercie 10 książek. Co to jest jedna książka? To jest NIC!”. A Fabryka Słów miała jedną książkę i ani talara więcej na następną. Miejsca na składowanie następnej też zresztą nie mieli, bo wspomniana kawalerka nie dźwignęłaby już ani jednego egzemplarza. I wtedy pojawił się on: Krzysztof Olesiejuk. Wziął „Kroniki” do ręki, obejrzał, powąchał i rzekł „No dobra, dajcie 800 egzemplarzy tego badziewia, zobaczymy co da się zrobić”. 800 egzemplarzy wsiąkło w rynek, w ciągu miesiąca z kawalerki zniknął cały nakład. Fabryka zrobiła dodruk. I następny. I następny.
Portfolio wydawnictwa zaczęło się rozrastać: do Drużyny dołączyli Andrzej Ziemiański, Jarosław Grzędowicz, Maja Lidia Kossakowska, Jacek Komuda. I wielu, wielu innych.
Przez ostatnie 20 lat Fabrykanci dali światu ponad 800 opowieści. Ale jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa.
DZIĘKUJEMY ZA WSZYSTKIE ŻYCZENIA, MIŁE SŁOWA, WYZNANIA MIŁOŚCI!
Dziękujemy, że z nami jesteście i że od 20 lat możemy tworzyć historię!